Nowa formuła, nowe wyzwania. Czy tegoroczne targi supersalone w Mediolanie były udane? Ocenia Roland Stańczyk, architekt, założyciel pracowni RS Studio Projektowe, członek zarządu Stowarzyszenia Architektów Wnętrz.
Są zmiany. Wypełnione były tylko cztery hale. Zrezygnowano z zamkniętych przestrzeni wystawienniczych. Teraz chodzimy wzdłuż ekspozycji alejkami, jak na targu. Głębokość stoisk ograniczono do ok. 3m, szerokość jest nielimitowana – kupuje się moduły. Oczywiście, otwarcie przestrzeni ogranicza możliwość zakażenia. Rygor sanitarny, narzucony przez organizatorów, był przestrzegany przez zdecydowaną większość wystawców i zwiedzających. Kontrole paszportów COVID nie wyeliminowały maseczek.
Wystawcy i zatrudnieni przez nich projektanci musieli zmienić swoje myślenie o stoiskach. Architektoniczne, trójwymiarowe myślenie trzeba było graficznie spłaszczyć. Ekspozycje przypominały pogłębione witryny sklepowe, a nie pokazowe apartamenty czy showroomy jak wcześniej. Ci, którzy próbowali przenieść poprzednie rozwiązania w ograniczoną powierzchnię estetycznie wypadli gorzej. Firmy, oprócz swojego logo, eksponowały jedynie fragmenty nowych kolekcji. Miały zachęcić zwiedzających do obejrzenia firmowych showroomów. Hale przestały inspirować trójwymiarowymi kosztownymi ekspozycjami.
Dla architektów, zwiedzanie hal stało się mniej ciekawe. To moje zdanie, ale poparte wieloma rozmowami z koleżankami i kolegami architektami.
Ci, którzy przyjeżdżają zawierać kontakty biznesowe, poruszają się po halach szybciej. Otwarta przestrzeń sprzyja szybkim, bezpośrednim kontaktom. Do rozmów indywidualnych przygotowano przewiewne białe namioty z otwartą przestrzenią nad głową – tkanina podwieszana jest do okręgu z kratownicy. Wewnątrz stoją ławy i stoły. Niewiele z przygotowanych było pełnych, ale wyglądały ładnie.
Święto designu w Mediolanie
Od 5 do 10 września pawilony targowe i ulice Mediolanu żyły designem najwyższych lotów. Tegoroczna edycja łączyła świat cyfrowy i realny, ale była przede wszystkim powrotem do długo wyczekiwanych spotkań na żywo.
Firmom wydającym mniej i jednocześnie tworzącym swoje wystawy szybciej, łatwiej było ponieść większe ryzyko. To pozwoliło przetrwać zagrożonej epidemią wrześniowej edycji i ściągnęło gości do miasta.
W tym roku miejska cześć targów designu była jeszcze ważniejsza i zdecydowanie ciekawsza. Tam widoczną zmianą było powszechne akcentowanie tematyki związanej z ochroną środowiska. Ekologiczne myślenie zanegowało targowy jednorazowy przepych i marnotrawstwo środków. Rozmach ekspozycji jest bardziej uzasadniony w trwalszych salonach pokazowych.
Nasza branża jest w procesie zmian i szukania odpowiedzi na trudne pytania. Czy można pogodzić sprzedaż luksusowego wyposażenia z koniecznością samoograniczania i powrotu do korzystania z tego, co jest blisko nas i nie wymaga węglotwórczego transportu? Czy za potrzebnym i szczerym mówieniu o ekologii, kryją się wystarczające realne działania? Czy nie najtrudniejszą kwestią jest nasza bezradność wobec przeludnienia? Nie wiem i obawiam się, że nie ma tu kompromisowych rozwiązań.
Czy to zwiastuje koniec iSaloni w RHO? Pewnie nie. Organizatorzy odnieśli mimo wszystko sukces. Epidemia, wymuszając zmiany przyspieszyła to, co i tak było nieuchronne. Bardzo to ciekawy czas. Trudno przewidzieć co przyniesie przyszłość.