Gdy witaliśmy nowy 2020 rok nikt z nas nie sądził, jak trudny on będzie. Na naszych oczach zachodzi rewolucja społeczno-kulturowa. Stary świat, podobnie jak komunizm po transformacji lat 90. XX wieku, przeszedł do historii i wszystko, co nas teraz czeka, jest nowe. Może dlatego, to co nieznane budzi tak wielki niepokój. Ale czy strach jest teraz dobry? Nigdy nie był i musimy się go wyzbyć. To, co nowe daje przecież nowe możliwości.
Przeżyjemy gospodarczy katharsis.
Istniały wokół nas patologie, które niszczyły rynki i społeczności lokalne. Rynek zalewany był tanimi, nierzadko marnej jakości produktami wytworzonymi w odległych zakątkach świata . Bez szacunku dla norm ekologicznego wytwarzania. Nie przemawiały do nas widoczne efekty w postaci zmian klimatu. Musiało wydarzyć się coś, co wpłynęło wprost na poczucie naszego bezpieczeństwa. I tak się stało.
Nie udało się ograć natury.
Każdy z nas projektantów spotykał na swej zawodowej drodze nieuczciwych klientów. Rynek zalany był produktami No Name, bez podpisu i nazwiska twórcy. Nie było to istotne, bo liczyła się cena i – co najistotniejsze – kupujących nie interesowało do kogo trafiają pieniądze za dany produkt. Teraz uległo to zmianie. Nową narodową tradycją stanie się pytanie o pochodzenie produktów.
Miejsce wykonania, odpowiedź z jakich komponentów, technologii oraz nazwisko projektanta stają się platformą najlepszej reklamy. W prosty sposób wyeliminuje to dbających tylko o siebie, nie szanujących swoich pracowników, podwykonawców i nawet klientów producentów.
Wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem jak jeszcze nigdy.
Tworzymy sieć naczyń połączonych. Bez współpracy dojdzie do zapaści wszystkich składowych sieci. Dlatego potrzebna jest nam solidarność wynika z prostego pragmatyzmu: dbając o innych, dbamy o siebie. Będziemy wybierali produkt z „rodowodem”, nasze, u nas zaprojektowane i wytworzone.