Ceramika Paradyż świętuje w tym roku 30 lat działalności. Jak dziś wygląda Wasze miejsce na polskim i międzynarodowym rynku?
Anna Tępińska-Marcinek: Ceramika Paradyż to polska, rodzinna firma, która od 30 lat napędza polskie wzornictwo. Wraz ze zmianą struktury właścicielskiej firmy w 2016 roku, kiedy jako rodzina Tępińskich przejęliśmy wszystkie udziały przedsiębiorstwa, rozpoczęliśmy proces odważnych zmian, które teraz zaczynają przynosić efekty. Położyliśmy duży nacisk na wzornictwo, marketing oraz relacje z naszymi partnerami biznesowymi. Stworzyliśmy zupełnie nowe struktury w naszej firmie oraz zmieniliśmy podejście do procesu wdrożeniowego, czego dowodem są nasze nowości produktowe, zachwycające świeżością i wyjątkowym designem. Przed nami także niezwykły projekt przy współpracy z Mają Ganszyniec, którego efekty będziemy mogli zobaczyć jeszcze w tym roku. [Nowości już poznaliśmy, o czym piszemy tutaj. Rozmowa odbyła się w pierwszym półroczu 2019 – przyp. red.]
Jak doszło do nawiązania współpracy z Mają Ganszyniec?
Z pomysłem nawiązania współpracy wyszedł nasz dyrektor ds. strategii produktowej, Michał Drożdż. Swoją drogą on sam jest znaną postacią w branży designerskiej. Dzięki jego inicjatywie podjęliśmy współpracę z cenioną projektantką, która zapewni nam świeże spojrzenie na pewne działania. To kolejny krok, by nasze produkty były unikalne, najwyższej jakości i o zachwycającym designie. Niejednokrotnie zadawaliśmy sobie sami pytanie, czy dziś możemy głośno mówić o polskim wzornictwie. Mamy świetnych projektantów, którzy pracują dla znanych marek na całym świecie, więc dlaczego by nie?
Rozumiem, że chodzi o takie polskie wzornictwo, które sprzeda się również za granicą?
Dokładnie tak. Współpraca z Mają już na tym etapie bardzo dobrze się układa. Tak jak wspomniałam, jeszcze w tym roku będzie okazja, żeby zobaczyć jej pierwsze efekty. Przy takiej kooperacji widzę mnóstwo możliwości i nie jestem w tej opinii osamotniona. Samo podejście projektowe Mai Ganszyniec, tak niezwykle świeże i wyróżniające się na rynku sprawiło, że zwróciłam na nią uwagę na długo przed podjęciem wspólnej pracy. A jestem przekonana, że ta zaowocuje wyjątkowym projektem. Szczegóły zakomunikujemy wkrótce, ale już teraz powiem tak: Modernizm.
Od dawna angażujecie się w promocję designu w Polsce – jesteście między innymi Mecenasem Łódź Design Festival od początku istnienia tego wydarzenia. To nie jest proste, jednorazowe wsparcie, ale wiąże się z długofalowym działaniem. Co daje Wam udział w tego typu wydarzeniach?
Mecenat zobowiązuje. Współpracę, która trwa już 13 lat, traktujemy jako pewien rodzaj filantropii oraz ważny aspekt społecznej odpowiedzialności biznesu. To dla nas nie tylko hasło, ale szczere poczucie odpowiedzialności za to, co dzieje się wokół nas. Obserwuję z radością, jak bardzo ŁDF rozwinął się przez lata dzięki naszemu wsparciu. To tam spotykają się projektanci oraz rodzą się przyszłe idee i trendy. Dla nas jako biznesu jest ważne, by być tego częścią i mieć bezpośredni, stały kontakt z kreatywnymi, młodymi umysłami, które od lat wspieramy.
Łódź Design Festival i fakt, że nie są to targi, ale raczej obszar sztuki, zapewne wpływa na to, że inaczej czerpie się z niego inspiracje do rozwoju wzornictwa. Czy tak jest w rzeczywistości?
To prawda. Tworzenie nie polega na bezpośrednim przenoszeniu designu z jednego mebla na drugi, ale na obserwacji zachodzących zmian w społeczeństwie i na świecie. To dzięki takim wydarzeniom jak ŁDF możemy zauważać, jak sztuka i wzornictwo odzwierciedlają dynamiczne przemiany w naszym sposobie życia. Faktem jest przecież wyraźny trend migracji ludzi ze wsi do miast, a to pociąga za sobą zapotrzebowanie na mieszkania, które stają się coraz mniejsze. Wiemy, że miejski tryb życia wymaga innych standardów w każdym pomieszczeniu. Oferta musi być zatem dostosowana do nowego sposobu myślenia i stylu życia ludzi. Te wszystkie aspekty były poruszone podczas tegorocznej edycji festiwalu, której hasłem przewodnim było „Dobre Życie”.
Na targach ISH miałem okazję rozmawiać z przedstawicielami Sieger Design, którzy stworzyli koncepcję małej strefy prywatnego wellness w domowej łazience. Rozumiem, że dla was, jako producenta płytek, wellness również jest obszarem, w którym musicie działać, a to powoduje dodatkowe wyzwania technologiczne.
Jak najbardziej. Na naszym blogu czy w materiałach publikowanych za pośrednictwem kanałów social media można znaleźć porady i inspiracje, jak takie przestrzenie urządzać. To także przejawia się w naszej nowej strategii marketingowej, w której stawiamy na większe wsparcie klienta poprzez bycie jego doradcą i partnerem. Chcemy działać tak, by klient dostrzegł to, że się nim faktycznie opiekujemy. Nie bez powodu dodaliśmy „troskę” do wartości naszej firmy.
Chcemy towarzyszyć klientowi na każdym etapie trudnego procesu zakupowego i remontowego.
– Anna Tępińska-Marcinek
W naszej branży jeszcze wciąż kluczowe jest komunikowanie się z klientem przez salon, przez sprzedawcę. To on często jest reprezentantem marki. Z tego co Pani mówi wynika, że ta bezpośrednia relacja staje się dla Was ważniejsza.
Absolutnie nie. Zarówno nasi partnerzy jak i klienci indywidualni są dla nas tak samo ważni. Chcemy, by nasza marka kojarzyła się właśnie z troską i pomocą na każdym etapie obsługi. Z myślą o naszych partnerach uruchomiliśmy przecież projekt Akademii Paradyż. To tam rozmawiamy z nimi o ich problemach i potrzebach. Za pośrednictwem zaproszonych prelegentów przekazujemy także solidną dawkę profesjonalnej wiedzy z zakresu m.in. skutecznej sprzedaży, obsługi klienta, polityki cenowej czy ekspozycji produktów, która pomoże wzmacniać i rozwijać nasze wspólne biznesy.
Jakie obserwacje macie po dotychczasowych spotkaniach?
Docierają do nas same pozytywne opinie o tym unikalnym na rynku projekcie. Wiemy już, że klienta należy poprowadzić za rękę przez cały proces zakupowy tak, by odnalazł się zarówno w mnogości ofert, jak i pomysłów. Instagram czy blog ma zapewnić mu porady i inspiracje oraz nakierować na pewne pomysły. Korzyści są obopólne, bo gdy klient już znajdzie odpowiadający mu projekt, ekspertom w salonie będzie łatwiej wyjść naprzeciw jego oczekiwaniom.
No tak, ale problem niskich cen w Internecie istnieje. Cen, z którymi salony rywalizować nie mogą. Była inicjatywa PSSWW, która próbowała wywalczyć u Was, producentów, jakieś działania zmierzające do uporządkowania tego rynku. Czy coś w tym kierunku zdziałaliście?
Zdajemy sobie sprawę z tych wyzwań. Cały czas monitorujemy ceny w Internecie i staramy się wyłapywać i reagować na takie sytuacje, które mogą być potencjalnie szkodliwe dla rynku i naszych partnerów biznesowych.
Z drugiej strony, nie unikniemy tego, że e-commerce to przyszłość handlu i Wy także musicie wziąć to pod uwagę.
To prawda. Sami posiadamy sklep internetowy. Jednak płytka ceramiczna to taki produkt, którego klient “nie czuje”. Nie może go przymierzyć, sprawdzić i w razie czego oddać. Wspólnie z naszymi partnerami szukamy zatem rozwiązań, które pozwolą ten dylemat rozstrzygnąć. Myślę, że podejmiemy ten temat podczas jednej z kolejnych edycji Akademii Paradyż i wspólnie wypracujemy odpowiednie rozwiązanie.
Rozmawialiśmy o designie jako jednym z kluczowych aspektów Waszego rozwoju. Konkurencja swoje wielkie formaty promuje jako materiał elewacyjny i w ten sposób szuka niezagospodarowanego dotąd miejsca na rynku. Czy widzicie jakieś pole, na którym możecie się wyróżnić?
Oczywiście znamy możliwości i działania naszej konkurencji, ale my skupiamy się przede wszystkim na sobie i naszej firmie. Czy możemy się wyróżnić? No jasne, że tak. Już się zdecydowanie wyróżniamy, wystarczy się nam bliżej przyjrzeć.
Jak Pani zdaniem marketingowo można jeszcze zadziałać na rynku płytek?
Zawsze chciałam, by płytka przestała być martwa, by zaczęła świecić, śpiewać i miała w sobie „to coś”. Pracujemy nad kilkoma takimi rozwiązaniami, ale na tym etapie mogę jedynie powiedzieć, że chodzi o stworzenie płytki, która miałaby zaszytą w sobie pewną funkcjonalność.
– Anna Tępińska-Marcinek
W jakich obszarach czujecie się najmocniejsi?
Naszą siłą i słabością jednocześnie jest uniwersalizm. Jesteśmy jedynym chyba producentem na polskim rynku, który ma wszelkie możliwe formaty i technologie. Posiadamy w swojej ofercie mozaiki, płytki ścienne, dekoracje szklane, klinkiery, gresy barwione w masie, wielki format czy gresy nieszkliwione. W tych ostatnich pokładam wielkie nadzieje na rynku inwestycyjnym. Szkliwo prędzej czy później wyciera się i ulega zużyciu. Płytki zasypowe nieszkliwione są na wieki – przypominają kamień, tyle że s bardziej odporne.
Jak Ceramika Paradyż rozwija się w segmencie inwestycyjnym?
Nasze produkty znane są z doskonałej jakości. A ten aspekt oprócz wzornictwa ma ogromne znaczenie w tym segmencie rynku. W ciągu ostatnich dwóch lat to właśnie ten obszar rozwinął się u nas najmocniej.
Coraz głośniej na rynku mówi się o spowolnieniu gospodarki. Odczuwacie to?
Spowolnienie kiedyś musi nadejść i na pewno wszyscy je odczujemy. Nie sądzę jednak, by wyglądało to jak w 2008 roku, kiedy faktycznie wszystko się załamało. Choć tamta sytuacja paradoksalnie okazała się dla nas przychylna i w 2009 roku odnotowaliśmy największy zysk. Wynikało to z faktu, że wszystkie deweloperskie inwestycje powstały wcześniej i musiały zostać wykończone. Spadek sprzedaży sprzed 10 lat pokazał również, że spowolnienie na jednym rynku przekłada się na ożywienie na drugim. Obecnie osłabiła się sprzedaż płytek do wnętrz prywatnych, ale zintensyfikowały się zamówienia do projektów inwestycyjnych, a naszą siłą jest między innymi naprawdę dobry produkt dedykowany temu rynkowi. Dlatego też pracujemy i poprawiamy naszą ofertę tak, by była przejrzysta i czytelna dla architektów. Bardzo nam zależy na współpracy z tym środowiskiem i chcemy wyjść naprzeciw ich oczekiwaniom.
W branży jest trend, by oferować kompletne wyposażenie łazienek – od akcesoriów, przez ceramikę, po meble. Nie macie takiej pokusy – by rozbudować portfolio i oferować łazienkę by Paradyż?
Mieliśmy taką koncepcję i powiem więcej, wcale z niej nie zrezygnowaliśmy. Pracujemy także i nad tym, by dobrać odpowiednie technologie i umożliwić klientowi zaprojektowanie całej łazienki z poziomu domowego fotela. Nie jest to proste, ale jak ktoś kiedyś ładnie powiedział „świat nie poznał jeszcze człowieka, który zderzył się z niebem”.
Polska jest trzecią siłą pod względem produkcji płytek w Europie, jeśli jednak chodzi o rozpoznawalność marek, wypadamy nieco gorzej. Co zrobić, by wzmocnić tutaj naszą pozycje?
Powinniśmy zadziałać tak, jak w pewnym momencie zrobili to Włosi. Jako cały sektor podjęli decyzję, by się zjednoczyć. Uświadomili włoski rząd, jak ważni są dla krajowej gospodarki. Postarali się o dotacje, które umożliwiły im pokazywanie się na targach jako włoscy producenci, a nie oddzielne marki. Tak samo działają teraz Hiszpanie. Efekty tej strategii widać było na ostatnich targach zagranicznych w USA, gdzie całą jedną halę wypełniły włoskie płytki, a drugą – hiszpańskie. Gdybyśmy zadziałali w ten sam sposób, stalibyśmy się rozpoznawalni jako polska płytka ceramiczna i to mogłoby dać oczekiwane efekty. Wydaje mi się, że nasze działania w ramach Polskiej Unii Ceramicznej, jest szansą na osiągnięcie tego celu. Jako organizacja możemy przekonać polski rząd do udzielenia potrzebnego nam wsparcia.
Co Wam daje działanie w ramach Unii Ceramicznej? W przestrzeni medialnej nie istniejecie jako ta organizacja.
Rzeczywiście jest wiele do zrobienia i powinniśmy o tym rozmawiać. Myślę, że możemy zacząć właśnie od wspólnego wystawiania się na targach zagranicznych. Są agencje rozwoju polskiego eksportu, więc skoro oni chcą działać, to możemy z nimi pracować razem. Jestem pewna, że chętniej wesprą grupę niż osobne firmy. Warto postarać się także o uregulowania importu towarów. Nie kontrolujemy naszego rynku pod kątem sprowadzanych zza granicy produktów. Jeśli my chcemy sprzedawać na rynku francuskim, hiszpańskim czy niemieckim, musimy zdobywać certyfikaty. I nie chodzi o obowiązkowe certyfikaty unijne, ale o wewnętrzne testy krajowe, które trzeba przejść. My podobnych mechanizmów w ogóle nie posiadamy i można nam sprzedać wszystko, w dowolnych ilościach.
Może teraz spójrzmy w inną stronę – na Wasz eksport. Które kierunki są dla Was istotne? Widzę silne zainteresowanie branży rynkiem amerykańskim.
To bardzo ciekawy rynek, który konsumuje więcej niż produkuje. Jest dla nas perspektywiczny, ale w tej chwili koncentrujemy się na krajach ościennych.
A Wschód?
Mamy tam ugruntowaną pozycję, ale wiemy także, że po ostatnich wydarzeniach i sporach ten rynek nie wrócił do poziomu, jaki obserwowaliśmy jeszcze kilka temu. Wpływ na to mają również lokalne uwarunkowania. Powstaje tam wiele fabryk, które produkują rzeczy zaspokajające w dużej mierze potrzeby klientów. Naszą kartą przetargową jest jednak jakość produktu.
Afryka? Nadal jest zbyt egzotycznym dla nas regionem?
Ależ nie, przed naszą rozmową miałam spotkanie z delegacją właśnie z tego kontynentu. Jesteśmy już obecni tam z naszymi produktami i nadal widzimy ciekawe możliwości rozwoju, choć opartego na produktach innego rodzaju niż u nas. W Afryce widoczne jest pewna polaryzacja. Sprzedaje się bardzo tani produkt albo wyjątkowo ekskluzywny.
Na ile produkty wizualnie atrakcyjne dla nas, Europejczyków, interesują też Amerykanów czy Rosjan? Robicie kolekcje dedykowane tylko na inne rynki?
Aż tak wielkich różnic nie ma. Żyjemy w czasach, gdzie globalizacja robi swoje, ujednolicając gusta. Jednak zauważamy zjawisko szczególnej popularności danych kolekcji w zależności od szerokości geograficznej, ale tu z pomocą przychodzi nasz uniwersalizm, który sprawdza się w każdym regionie.
Mówi się, że polscy producenci trochę za dużo wytwarzają i nie bardzo mają później, co z tym zrobić. Czy nie zalegają Wam płytki w magazynach?
Jak już wspomniałam, uniwersalizm to nasza wada i zaleta. W tej chwili bardzo mocno pracujemy nad tym, by nasze stany magazynowe były adekwatne do tego, co się sprzedaje. Udało nam się doprowadzić do sytuacji, w której zapewniamy naszym klientom bezpieczeństwo dostaw, ale jednocześnie nie mamy przepełnionych magazynów.
Planujecie inwestycje w park maszynowy? Wspominała Pani w jednym z wywiadów, że to obszar, w którym każda firma z tej branży się starzeje.
Nie tylko z tej branży. Żyjemy w świecie, gdzie nowe technologie i rozwiązania rodzą się na naszych oczach. Trzeba być stale bardzo czujnym. Aktualnie jesteśmy w trakcie przygotowań do realizacji kolejnej inwestycji pod nowy produkt, którego żaden z polskich producentów jeszcze nie ma. To będzie duża rzecz, nie będziemy jednak budować w tym celu nowej fabryki.
Kwestie pozyskiwania pracowników do fabryk już od dawna spędzają sen z powiek producentom. Jak blisko jesteście tego momentu, w którym czynnik ludzki jest minimalnie zaangażowany w proces produkcji?
Poziom automatyzacji w naszej firmie już można uznać za wysoki. Tak naprawdę pole do optymalizacji pozostaje nam przy procesie kontroli jakości produkcji oraz przy działaniach w sortowni. Zaznaczę, że choć zaawansowane systemy już wiele potrafią, nie są idealne, jeśli chce się zagwarantować wysoki poziom produktów. A ten cel niezmiennie nam przyświeca. Mamy świadomość zmian społecznych, które z pewnością wpłyną na produkcję. Jesteśmy starzejącym się społeczeństwem i pracowników będzie coraz mniej. Wiemy, że nie będą oni chcieli wykonywać pracy wymagającej wysiłku, dlatego musimy myśleć o takim ułożeniu procesów produkcji, by praca w Ceramice Paradyż była przyjemnością. Nie tylko w biurze, ale i w zakładach produkcyjnych.
Inną sprawą jest to, że produkujemy wszystkiego za dużo. Czy podejmujecie działania, by produkować tylko tyle, ile naprawdę potrzeba i ani sztuki więcej?
Koszty produkcyjne od dawna mocno ograniczamy. Wiemy, że istnieją systemy, które uruchamiają produkcję dopiero w momencie wejścia zamówienia do systemu. Na razie jednak przeszkodą jest kwestia wielkości zamówień, które muszą być pewnej skali. Producenci maszyn już teraz umożliwiają nam łatwą i elastyczną zmianę wzoru na płytce bez konieczności wprowadzania zmian na linii. Rozwój technologii jest bardzo dynamiczny i w krótkim okresie dochodzimy do możliwości, na które kiedyś czekalibyśmy dekadami. Elastyczność jest tu szczególnie potrzebna, by w tej samej technologii produkować różne rzeczy. I osiągnięcie jej nie musi być drogie. Kolejną ważną kwestią są potrzeby konsumentów, którzy szukają odmienności, bo chcą mieć łazienkę inną, własną. Producenci muszą sprostać tym potrzebom. Co prawda polska łazienka zmienia swoje oblicze raz na 10-15 lat i dopóki nie pojawi się pomysł na to, jak łatwo wymieniać płytki, wielkiej rewolucji nie będzie.
Chyba, że nastanie moda na innego rodzaju powłoki, które wyprą płytki…
Ja wierzę w ceramikę. Przetrwała tysiąclecia i obroni się w ciągu kolejnych. To materiał tak wdzięczny i odporny na zużycie, że nadal będziemy go cenić. Przede wszystkim to materiał naturalny, pochodzi z ziemi i to jest jego przewagą.
Zmiany właścicielskie, które nastąpiły w ostatnim okresie, ułatwiły Wam działanie?
W zarządzaniu firmą kluczowe jest wzajemne zaufanie. Wiemy, że żadne z nas nie podejmie decyzji motywowanej złymi przesłankami. Pracujemy ciężko, opierając się na wzajemnym zaufaniu. A poza tym jak to w rodzinie – wszystko zostaje między nami. To też jest zaleta. [śmiech]
Problemem firm rodzinnych jest zmiana pokoleniowa. Widać ją już na naszym rynku i w branży. Wy jesteście już po tym etapie. Macie jakieś wskazówki jak przygotować się do tej zmiany?
Trzeba zaangażować syna czy córkę w biznes najwcześniej, jak się da. Nawet jeśli dziecko nie zdecyduje się zostać w firmie, to przynajmniej dowiemy się o tym odpowiednio wcześniej. To ważne, by móc ocenić, czy potomek czuje się dobrze w tej roli, czy udało się go zafascynować naszym biznesem. Im wcześniej ten proces się zacznie, tym lepiej. Należy wprowadzić naszego następcę do środka firmy i pozwolić mu poznać biznes. Musi wiedzieć, jak zarządzamy, ale także, jak wygląda cały proces produkcyjny.
A jak w Pani przypadku wyglądało oswajanie się z firmą?
Ja miałam inną drogę. Mój brat przeszedł wszystkie szczeble kariery w naszej firmie, ja miałam na początku pomysł, by swoje życie zawodowe poprowadzić poza Ceramiką Paradyż. Chciałam się sprawdzić gdzie indziej, poszłam do pracy w korporacji, gdzie chciałam poznać mechanizmy tam funkcjonujące. Dużo mi to dało, poznałam inne sposoby rozwiązań. Zyskałam też dystans do tego, jak działamy.