Rozmawiamy z Rahimem na konferencji „Marketing w branży łazienkowej” w Ossie. Towarzyszą nam jego asystenci. Informacje o tym, że rozmawiamy pojawiają się – razem ze zdjęciami – na bieżąco na profilu mojego rozmówcy na Facebooku. Wcześniej w trakcie jego prezentacji na konferencji – poświęconej budowaniu marki osobistej, ale też wspieraniu w ten sposób sprzedaży – także sporo się działo na jego internetowych kontakt. W ciągu jednego dnia opublikował więcej, niż większość z nas w ciągu miesiąca.
Treści, które znikają
Arek Kaczanowski, Design/Biznes: Patrzę na to, ile energii i pracy poświęcasz, by ludzie z Facebooka czy LinkedIn wiedzieli, co robisz w danej chwili. Wiem, że uważasz to za ważny składnik swojej drogi do sukcesu w biznesie, ale nie masz czasem problemu z tym, że to i tak zaraz zniknie?
Rahim Blak: Miałem problem z contentem efemerycznym. Gdy studiowałem na krakowskiej ASP, to pracowaliśmy nad barwnikami, które miały wytrzymać setki lat. Wtedy myśleliśmy jak namalować coś, co nas przeżyje. Bo że bogatym artystą będę po śmierci, to wiedziałem od początku. Ale potem pojawia się Snapchat, w którym to co stworzę, znika po 24 godzinach. Zajęło mi chwilkę zrozumienie jaki jest sens produkcji treści, które nazywam contentem efemerycznym. Przez to, że co publikujemy niemal od razu gdy coś się zdarza, to ludzie wierzą, że jest to prawdziwy komunikat. Takie dzieło ma większą moc wywoływania u odbiorców poczucia współodczuwania z nadawcą, niż coś dopracowanego, ładnego, wystylizowanego ale publikowanego po czasie.
Określałeś siebie jako rebelianta w biznesie. A to oznacza budowanie czegoś na przyszłość. Z drugiej strony: działasz w dziś, w tym co się dzieje teraz, zarządzasz teraźniejszością.
Rahim Blak: Jestem zdecydowanie bardziej typem wizjonera, niż analityka. Nie można być w jednakowym stopniu jednym i drugim.
Jeśli chodzi o bycie rebeliantem, to nie wystarczy odnieść sukces. Będąc konformistą też możemy wejść na szczyt. Jednak trudno zaprzeczyć, że tylko wizjonerzy, którzy są ludźmi czynu, odnoszą sukces. Każdy powinien być sam sobie wdrożeniowcem, bo w branży start-upowej mówi się, że pomysł jest wart złotówkę plus VAT. Myślę bardzo przyszłościowo, ale działam z tym co mam tu i teraz.
Działać czy planować?
Jak często wpadasz na nowe pomysły na biznes?
Ludzie sukcesu mówią, że nie tyle są ekspertami, co eksperymentatorami. Bo pomysły można generować na dwa sposoby: mieć idee i je realizować, albo zacząć coś robić i dopiero wtedy szukać pomysłu na to, jak dany cel osiągnąć. Ja należę do tych drugich: działam, a potem mam pomysł, który jest owocem tych działań. Na przykład nie wymyśliłbym Giełdy Marek Osobistych, gdybym nie był sam marką osobistą, nie występowałbym i nie poświęcił czasu na budowę swojej rozpoznawalności. Nazywam to behawioralnym kreacjonizmem.
Ile pomysłów Ci nie wyszło?
Poniosłem po drodze trochę porażek operacyjnych, ale nie strategicznych. 10 lat temu podjąłem decyzję, że stworzę agencję marketingową opartą na prowadzeniu Facebooka. Potem, że stworzę system CRM dla e-commerce. Te projekty odniosły sukces i teraz śmiało podejmuję kolejne decyzje. Bo wiem i czuję, że to co chcę zrobić, ma dobre prognozy. Wiem, że moje pomysły nie biorą się z kosmosu. Jak mówiłem: nie jestem ekspertem, ale eksperymentatorem. Najczęściej decyduję się na zrobienie czegoś, gdy wiem, że nie mogę tego kupić, bo jest bardzo drogie albo czegoś nie ma jeszcze. Gdy robiliśmy CRM dla sklepów, to dlatego że był nam potrzebny. A okazało się, że nikt takiej usługi nie świadczy. Potem z tego zrobiliśmy międzynarodowy biznes.
Co artysta daje biznesowi
Bycie artystą przydaje się w biznesie?
Jestem wdzięczny losowi za to, że mam wykształcenie artystyczne, a nie np. ekonomiczne. To ważne pytanie: czego biznes może nauczyć się od artystów. Wcześniej, przed wywiadem, rozmawialiśmy o tym czego architekci muszą się nauczyć, by prowadzić biznes. Spróbujmy jednak inaczej postawić to zagadnienie: jak mogą oni wykorzystać swoje artystyczne korzenie, by być lepszymi biznesmenami. Na przykład Steve Jobs wygrał, ponieważ miał w sobie nutkę artysty, kreatora, miłość do kaligrafii, hipisa. I te wszystkie czynniki sprawiły, że inspirował powstanie genialnych produktów, które były jak dzieła sztuki.
A Tobie jak ASP się przydało w robieniu biznesu?
Rahim Blak: Dzięki temu, że jestem po ASP mniej analizuję, a bardziej tworzę przyszłość. Pracujemy w biznesie kreatywnym. To czego nauczyłem się ze spotkań z artystami, to nieszablonowość. Gdy spotykam się z przedsiębiorcami mogę im zaproponować inne spojrzenie, zachęcić do filozofowania, refleksji, myślenia inaczej (“think different”). Swoje poglądy społeczne i kreatywność zawdzięczam temu, że wyrosłem ze środowiska artystycznego.
Kiedy na LinkedIn wrzucam zdjęcie prywatne, to słyszę: „Tak się nie robi”. A ja odpowiadam: „Robi się. Myślisz stereotypowo, a ja nie. I dlatego się wyróżniam”. Artysta wygrywa pod warunkiem, że pozbędzie się przekonania, że robienie biznesu jest złe. Weźmy taki przykład: co wybierze architekt, który ma opcję zaprojektować blokowisko za duża kasę albo artystyczną willę dla jakiegoś bogatego gościa za te same pieniądze?
To trochę uproszczona sytuacja, ale przy tak postawionym problemie zapewne wybrałby willę.
Rahim Blak: Tak. Bo się może się wyszaleć, dać upust ekspresji. A nie sensowniej jest pomyśleć, że może przy blokowisku się więcej napracujemy, ale tam mamy szansę coś zmienić, wpłynąć na otoczenie, środowisko, ludzi?
I tak trzeba też podejść do myślenia o swoim marketingu. Oliviero Toscani robił reklamy Benettona i mówił, że perfidnie wykorzystuje billboardy, by dotrzeć do ludzi ze swoim przekazem. I na tablicach było logo marki na zdjęciach z chorymi na AIDS ludźmi z Afryki. Toscani wiedział, że w ten sposób dotrze szerzej. Świat sztuki i tworzenia, który pamiętamy, jest przeszłością. Dogorywa w galeriach. Prawdziwie żywa sztuka ewoluowała i przeniosła się do innego miejsca.
Znaleźć w sobie ogień
Ale wiesz, że trzeba wtedy znaleźć ogień w sobie do tego, by z nudnego tematu zrobić coś porywającego… Nie każdy ma na to siłę.
Ale ile rzeczy wielkich powstawało z pracy nad nudnymi tematami! Marcel Duchamp miał zasadę, że jeśli przedmiot zaczynał go interesować, to go odrzucał. Chodziło mu o to, by skrajnie nudny, gotowy przedmiot podnieść do rangi sztuki. Z istoty tej przewrotności nie zdają sobie często sprawy artyści.
Myślę sobie tak: świata cyfrowego i materialnego nie oddzielimy dziś. Ale jak to wykorzystać dla swojego dobra. Czy fakt, że jesteś nad-aktywny internetowo, że publikujesz, tworzysz, kreujesz, patrzysz nieustannie na to, gdzie zrobić zdjęcie lub filmik sprawia, że postrzegasz świat mocniej, pełniej, uważniej?
Wierzę, że tworzę w ten sposób. I nie jest prawdą, że aby postawić dzieło trwalsze, niż ze spiżu trzeba zbudować wieżowiec. Wierzę, że taki charakter równie dobrze może osiągnąć wpis na Facebooku. Ci, co sądzą inaczej, ulegają stereotypom. Rzeźba może roztrzaskać się przy przeprowadzce. A twoje wpisy w internecie Google będzie indeksować długo po twojej śmierci. Zresztą wpisy na portalach to tylko forma dla przekazu, który tworzysz. Mówisz coś do świata.
Kluczowe jest więc pytanie: co zmienia świat, co wpływa na niego? Jeśli takimi sztywnymi kategoriami myśleliby Pablo Picasso, Salvador Dali, Joseph Kosuth czy Andy Warhol, to nie byliby tak awangardowi. Gdyby dziś żyli, używali by Facebooka. Jeśli ci twórcy w tamtych czasach szli w przemysł, w nowe media, to co by robili dziś? Na pewno nie pozostaliby przy tak konserwatywnym medium, jakim jest malowanie. W naszej historii najtrwalsze okazywało się to, co nie było sztuką w zamierzeniu. Od sarkofagów, piramidy, architekturę, przemysł, logotypy. Zamówienia komercyjne stworzyły ikony sztuki.
Artyści, nie bójcie się dolarów!
Trzeba o tym pamiętać: działanie komercyjne nie dyskwalifikuje nas jako twórców rzeczy wybitnych. To czas pokaże, czy takie będą stworzone przez nas rzeczy, a naszym zadaniem jako twórców jest poważne podejście do każdego zadania. Wtedy tylko nasz geniusz ma szansę się objawić.
„Wszystko jest sztuką” – przekonywał Joseph Beuys. W tej idei widzę drogę, by każdy spełniał się w tym, co robi. To też powoduje, że potem mamy więcej pasji do tego, nad czym pracujemy.
Przed naszym wywiadem musiałem dokładnie sprawdzić kim jesteś, bo branża internetowa nie jest głównym obszarem mojego zainteresowania. Pierwsze co sobie pomyślałem po lekturze tekstów o Tobie i Twojej biografii: „to musi być jakiś performance, to jakiś żart ze świata biznesu, ten gość nie istnieje”. Ty jesteś prawdziwy?
Trochę jest to prawda. Rahim Blak to była marka, grupa tworzona przez paru artystów z ASP z różnych miast. Kreowaliśmy wizję artysty-marki. Potem formalnie, stałem się Rahimem Blakiem – przyjąłem takie nazwisko. Mam uczucie, że sam siebie stworzyłem.
Nie masz oporów, by się dzielić się swoją prywatnością w internecie. Dla kogoś kto chce sprzedawać, promować swój biznes przez internet, bywa trudnym przekonanie się np. do wrzucania swoich zdjęć rodzinnych na Instagrama. Uważasz, że dzielenie się swoją prywatnością wzmacnia Twoją pozycję rynkową?
Nie robię tego by wzmacniać pozycję rynkową. Robię to, ponieważ tego chcę, bo jestem ekstrawertykiem. A gdy to robię, to widzę jak to działa na innych, wpływa na nich, daje efekty, pozytywnie nastraja. To jest nagroda dla mnie. Gdybym miał inne przekonania, inną osobowość, to swoje cele osiągnąłbym inaczej. Jako introwertyczny specjalista od Excela mógłbym osiągnąć te same wyniki finansowe przez analizę słupków. Ale to nie byłbym ja, to nie byłby mój styl. Nie ma gorszego lub lepszego modelu budowania marki osobistej – trzeba ją tylko budować w zgodzie z tym, jacy jesteśmy.
Marka osobista: trzy zasady
Gdybyś miał wskazać podstawowe zasady budowania marki osobistej, tego jak podbić swoją wartość w internecie, co by to było?
Po pierwsze: nie ma czegoś takiego jak lepsza marka osobista. Musisz być oryginalny i być sobą, bo wtedy będziesz inny. Gdy ktoś mi proponuje wystąpienia publiczne, to mówię ile za to chcę i nie pytam, ile się płaci prelegentom. Ja sam wyceniam siebie. Nie kopiuj od innych. Bądź oryginalny.
Po drugie: bądź odważny, by naprawdę iść pod prąd. Stwórz ideę, z której może inni będą się na początku śmiać, ale idź w nią odważnie. Bądź prekursorem. Bycie pionierem jest ważniejsze, niż bycie biznesmenem. To oznacza, że może nie zawsze zbijesz tak duże pieniądze, jak zwykły przedsiębiorca, ale chyba nie o to nam chodzi?
Po trzecie: pasja. Musisz czuć, że to co robisz, jest ważne. Niezależnie od tego, co robisz. Rób to, do czego jesteś stworzony.
I chyba: nie bój się komercji.
Wielcy twórcy korzystali z podwykonawców czy mieli pomocników – ale umieli tym, jak Elron Musk, czyli Leonardo da Vinci naszych czasów, pokierować nimi z myślą o tworzeniu przyszłości. Michał Anioł za pomocą stażystów wynajętych na umowę o dzieło tworzył freski. Dziś zamalowujemy billboardy. Nie musimy ozdabiać kaplicy sykstyńskiej – zlecenia, które uczynią nas wielkimi, płyną skądś indziej.
Bez względu na to co robimy, powinniśmy robić to z poczuciem, że robimy coś wielkiego i wspaniałego. Przebranżowienie nie jest rozwiązaniem. Znam wielu niespełnionych artystów, którzy porzucili tzw. czystą sztukę na rzecz tego, co pogardliwie określają komercją. Ja akurat właśnie w tej „komercji” widzę więcej ludzi, którzy ją tworzą z pasją, niż w środowisku twórców sztuki rzekomo czystej. Przez całe swoje życie zawodowe nie czułem, że robię coś gorszego. Z pasją podchodzę do realizacji najprostszych rzeczy – tak jak ta konferencja dla 30 osób czy jak zrobienie selfie.
Rahim jeszcze sprawdza, czy asystent zrobił nam dobre zdjęcie. Nie podoba mu się, podpowiada więc jak ustawić kadr, by było lepiej. Poprawiamy. Powstają kolejne zdjęcia, gdy zadaję ostatnie pytanie.
Jak sobie radzisz z hejtem?
Jest go mniej, niż bym chciał. Kiedy poszła wiadomość, że uruchamiam Personalny Token oparty o moją markę osobistą, pojawiły się różne komentarze. Krytycy, z racji tego że często są to ludzie, którym coś w życiu nie wyszło, potrafią być odkrywczo błyskotliwi. Zasugerowali, że wykupią większość udziałów, by móc odwołać mnie z pełnienia funkcji Rahima Blaka. Gdy robiłem sztukę, miarę jej sukcesu była reakcja. Hejt jest reakcją negatywną na rzeczy, których ludzie nie rozumieją, nie pojmują, do których ogarnięcia są zbyt ograniczeni. To jest dla mnie jakąś miarą sukcesu oraz motywacją, że to co wymyśliłem, jest na tyle odkrywcze, że wkurza ludzi mniej ogarniętych ode mnie.
Przykre jest tylko to, że chcą zranić. Ja nie mam z tym problemu – czytając takie nastawione na ranienie opinie umieram ze śmiechu. Ale do tego trzeba mieć odpowiednie podejście i charakter. Więcej: ja potem robię z tego prezentację na wielkim kongresie. Także, hejt się przydaje – świetnie nadaje się na slajdy. Za to chciałbym podziękować serdecznie.
Przekażę podziękowania. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Arkadiusz Kaczanowski
Rahim Blak (sprawdź jego www) – CEO click community agencji social media zatrudniającej ponad 80 social media specjalistów oraz CMO i współzałożyciel systemu edrone – pierwszego eCRM dla e-commerce. Koncentruje się na marketingu społecznościowym z naciskiem na social employer branding i social CRM. Zajmuje się także tworzeniem startupów w modelu SAAS. Prelegent i szkoleniowiec. Absolwent wydziału malarstwa ASP w Krakowie i MBA w Łodzi. Wykładowca i ekstrawertyczny przedsiębiorca. Wierzy, że tworzenie Startupów jest sztuką. Wyemitował Personalny Token RahimCoin.
POLECANE To wywiad, który ukazał się w w magazynie Design/Biznes (nr 3/2018).
1 komentarz
Super wywiad 🙂 Gratulacje
Comments are closed.