W czerwcu poznaliśmy zwycięską koncepcję na toaletę publiczną w Słupsku. Grand Prix Konkursu Koło zdobyła Aleksandra Kozłowska z Łodzi. Nam opowiada o pracy nad projektem i swoim – bardzo dojrzałym – podejściu do architektury.
Arek Kaczanowski, Design/Biznes: Jak wyglądały Twoje przygotowania do udziału w Konkursie KOŁO na projekt toalety publicznej?
Aleksandra Kozłowska: Konkursem zainteresowałam się jeszcze w marcu, niedługo po jego ogłoszeniu. To były dość trudny semestr na uczelni, więc nie byłam pewna czy podejmę wyzwanie, długo się wahałam. Każdy konkurs wymaga dużej pracy, zaangażowania i poświęcenia, nieraz trudne jest pogodzenie kilku równoległych projektów. Postanowiłam, że decyzję podejmę po zwiedzeniu miasta i zapoznaniu się z lokalizacją.
Na początku kwietnia, za namową mojego partnera, wsiedliśmy w auto i z Łodzi pojechaliśmy do Słupska. Kiedy dotarliśmy na miejsce już wiedziałam, że projekt na pewno zrobię. [śmiech] Była to moja pierwsza wizyta w Słupsku. Miasto odebrałam bardzo pozytywnie. Pogoda była kapryśna, ale nie brakowało słońca, wzdłuż bulwarów miejscami kwitły kwiaty, po rzece pływały kaczki, w powietrzu czuć było klimat morza, a same bulwary sprawiały wrażenie opuszczonych. No i ta architektura, cegła, mur pruski. To co kojarzy mi się z naszym Pomorzem, wakacjami i dzieciństwem spędzanym w porcie. Te wszystkie elementy stworzyły obrazek, który przekonał mnie do tego miejsca.
Od razu w mojej głowie pojawiły się pomysły, które wpisywały się w zastany klimat i miały potencjał, żeby oddać ducha tego miejsca.
W pewnym sensie nad projektem pracowałam od momentu wycieczki do Słupska do momentu zgłoszenia go na kilka godzin przed upłynięciem terminu.
To ile po drodze było tych koncepcji i w którym momencie pojawiła się ta zwycięska, i z czego wynikała?
Zazwyczaj siadając do projektu staram się oczyścić z wszelkich inspiracji i pomysłów i niczego nie zakładać z góry, tylko kreować pomysł wraz z poznawaniem danego miejsca. A to poznawanie opiera się o research i analizy. No i wizję lokalną. Bez tych elementów w głowie rodzą się różne koncepcje, mniej lub bardziej odważne, może być ich bardzo wiele, ale żadna z nich może nie być trafna.
Dopiero kiedy poczuję, że zrozumiałam miejsce i poznałam jego sensualne właściwości, jestem w stanie wskazać jedyną właściwą, oczywiście w moim mniemaniu, odpowiedź.
Tutaj atmosfera miejsca bardzo skróciła ten cały proces, sprawiła, że od początku miałam w głowie pewien, wprawdzie mglisty, obrazek który stał się bazą dla dwóch koncepcji. To były dwa zbliżone pomysły oparte na tych samych założeniach. W obu budynek miał stanowić subtelne tło dla zastanej materii, uczytelnić odbiór historycznego muru i podkreślić te walory, które ja dostrzegłam na miejscu.
Wybrałam jedną koncepcję, którą rozwijałam do momentu, w którym połączyła się z drugą, wcześniej odrzuconą, i stworzyły jedną całość. Stało się to dość późno, na tyle późno, że musiałam przedstawić projekt w bardzo syntetyczny sposób, żeby wyrobić się w czasie.
Zaproponowana przez Ciebie forma jest bardzo minimalistyczna i prosta – czy był etap „okrajania” jej z różnych elementów dodatkowych?
Uwielbiam minimalizm i prostotę. Zawsze zachwycałam się dziełami minimalistów, którzy potrafili zawrzeć w projekcie wszystko – jakby zaledwie w kilku ruchach. Dla mnie przestrzenie proste, nie przegadane, są przyjaźniejsze w odbiorze i łatwiej je okiełznać użytkownikom.
Aleksandra Kozłowska: Staram się więc projektować syntetycznie.
Wydaje mi się, że kiedy długo krystalizuję formę budynku i jego funkcję, wtedy jestem w stanie pogodzić więcej wymagań użytkowych czy prawnych i spełnić więcej potrzeb użytkowników w mniejszej ilości ruchów, czyli w prostszej formie. Można powiedzieć, że etap okrajania dotyczy przede wszystkim układu funkcjonalnego budynku, czyli rzutu, który powinien być jak najbardziej zrozumiały, szczególnie w przypadku tak małych obiektów tworzonych na potrzeby społeczeństwa.







Co dla Ciebie stanowiło największą trudność przy tym projekcie. Czy w ogóle projektowanie przestrzeni sanitarnych jest tematem poruszanym na studiach?
Przyznam szczerze, że projektowanie przestrzeni sanitarnych samych w sobie, przynajmniej na mojej uczelni, nie jest tematem poruszanym na studiach, a na pewno nie jest tematem wiodącym żadnego z projektów. Oczywiście jest to zagadnienie, które powtarza się w każdym podjętym projekcie i myślę, że każdy student wie, że należy je projektować zgodnie z określonymi wytycznymi.
Na początku studiów program przewidywał wykłady dotyczące szeroko pojętej ergonomii, ale myślę, że brakuje nam przełożenia teorii na praktykę. Interpretacja pewnych zapisów prawnych może stanowić wyzwanie, nie tylko dla studentów – o czym sama się przekonałam. Na pewno jest to jedno z wyzwań, które stawia przed nami Konkurs Koło. Ale jest ono na drugim miejscu tuż za odgadnięciem, a raczej zrozumieniem, problemu, istoty i złożoności miejsca, w którym mamy projektować. Co, moim zdaniem, jest najtrudniejszą i zarazem najważniejszą rzeczą.
Ważnym elementem w konkursie jest uwzględnienie aspektu projektowania uniwersalnego. Jak ważne jest to dziś dla Was, młodych projektantów, zagadnienie?
Oczywiście, jest to zagadnienie poruszane wręcz nieustannie i bardzo ważne. Jesteśmy uczeni, że każdy projekt powinien być dopasowany do potrzeb szerokiego spektrum użytkowników. Tutaj podstawą jest uwzględnienie wszelkich wymagań dla osób o ograniczonych możliwościach poruszania się.
Wiem, że nagroda w konkursie Koło to nie jedyny Twój sukces… Konkursy to dobra forma sprawdzania nabytych w trakcie nauki umiejętności?
Raz, że jest to forma weryfikowania nabytych umiejętności, ale również jest to nauka sama w sobie w najlepszej postaci. Każdy konkurs stawia przed nami wyzwanie – znalezienie najlepszej odpowiedzi projektowej, na którą składa się jakość zaproponowanej funkcji, formy, czy sposób prezentacji. Organizatorzy konkursu i jury stają się naszymi klientami, którzy posiadają jasno określone potrzeby i wymagania.
Na studiach jest inaczej – tutaj ocenia się poprawność rozwiązań, zgodność z warunkami, wymaganiami. Pozostałe kryteria oceny są trudne do określenia, często nie dyskutuje się o jakości rozwiązań, czy o zrozumieniu potrzeb odbiorcy, no bo któż nim jest? Konkursy są czymś pomiędzy studiami a pracą, wydaje mi się, że pozwalają trochę lepiej zrozumieć realia i na pewno stawiają przed nami większe wymagania.
Staram się robić dodatkowo chociaż dwa konkursy rocznie. Tyle, na ile pozwalają mi inne obowiązki. Gdybym mogła, pewnie robiłabym ich więcej, ale jak to mówią najpierw praca, później przyjemności. [śmiech]
Zaczęłam chyba dość późno, pierwszy konkurs zrobiłam z koleżanką dwa lata temu (marzec-czerwiec 2016), na trzecim roku studiów. Organizowała go Politechnika Łódzka i zdobyłyśmy drugie miejsce. Stopniowo nabierałam odwagi, by podjąć się udziału w bardziej prestiżowych konkursach ogólnopolskich.
W zeszłym roku również w parze z koleżanką dostałyśmy pierwszą nagrodę w konkursie Dom Jutra w kategorii urbanistyka. W tym roku wraz z zespołem koleżanek dostałyśmy wyróżnienie w konkursie międzynarodowym dla studentów (San Francisco Bay Book House). Aktualnie Grand Prix w konkursie Koło na projekt łazienki 2018 to mój siódmy sukces w przeciągu ostatnich dwóch lat. Na pewno największy.
Życzę Ci więc kolejnych. I dziękuję za rozmowę – mam nadzieję do usłyszenia następnym razem przy okazji otwarć Twoich przyszłych realizacjach.
Rozmawiał Arkadiusz Kaczanowski.