O designie i projektowaniu napisano już chyba wszystko. Nawet więcej, bo z braku nowych pomysłów zaczynamy konfabulować i tworzyć bajki.
Z designem to w gruncie rzeczy jest prosty temat. Można dopisywać ideologię o służeniu, o misji, o ukradkowym przenoszeniu sztuki do codzienności, pokazywać zdjęcia zamyślonych projektantów w pozach myślicieli, którzy z nadzieją (lub bez) patrzą hen… Za horyzont przyszłości. Oczywiście. Albo szukają inspiracji ekologicznych obejmując drzewa i wcinają roszponkę. A przecież chodzi głównie o pieniądze.
Jeśli spojrzymy na ten wielki (wolumenowo) product design, to każdego dnia przynosi producentom i pośrednikom ogromne dochody. Taki jest jego cel nadrzędny. Nie ma na celu zmieniać ludzi, świata czy mościć sobie gniazdko w albumie „design icons”. Ma być, ma zaspokoić, ma szybko i sprawnie zarobić. Ten chełpliwy, napuszony szlachetny i nagradzany, pokazywany dumnie w periodykach, albumach i CV projektantów to zazwyczaj promil tego co się tworzy. To mniej więcej tyle ile mamy czerwonych Ferrari wśród reszty samochodów w mieście.
Ile dzisiaj widzieliście czerwonych bolidów?
Oczywiście wszyscy mamy potrzebę piękna. Nawet nieuświadomioną i różnie interpretowaną. Czasem bezzasadną. Ale mamy. Zwyczajnie lubimy to co jest ładne.
Ostatnio widziałem świetne zdjęcie: Marc Chagall malujący obraz, a w tle pozująca modelka. Dziewczyna jest zjawiskowo-śliczna. Natomiast jej kubistyczno–abstrakcyjna interpretacja na płótnie bardziej przypomina hydrant. Ale to nieistotne. Nawet Chagall potrzebował stymulanta przyjmowanego wzrokowo. Lubimy ładne. To „ładnie” karmi nasza projektową próżność, uspokaja, spełnia. Potrzebujemy, żeby było ładnie, nawet jeśli to zupełnie nie ma sensu.
Kiedyś zdarzyło mi się popełnić projekty wozów opancerzonych. Pamiętam jak gestykulując z ożywieniem przelewałem swoją artystyczną wizje piękna miłemu panu spawaczowi. Tłumaczyłem mu, że linia nadkola ma być bardziej wygięta i odrobinę pod innym kątem. Bo będzie ładniej i lepiej. Miły pan skwitował: „Co z tego że ładny, jak i tak będą do niego strzelać”.
Projektanci mają potrzebę odciśnięcia piękna (piętna?) na wszystkim czego dotkną. Boli ich, gdy nie jest to możliwe lub niepotrzebne.
Serio, serce krwawi, gdy patrzymy na nasz gotowy produkt. Dobry, udany projekt. A z ust decydentów pada „sorry, musi być brzydsze”. Czasem musi, bo w przeciwnym razie skanibalizuje ten lepszy, droższy. Musi być brzydsze, bo pozycjonujemy w niższej kategorii cenowej. Bo cisną okowy nieprzekraczalnego budżetu.
Lubimy, żeby było ładne. Nawet jak nikt nie widzi. Nie doceni. I gdy to w ogóle jest bez sensu.
Mój samochodowy mentor, śp. prof. Cezary Nawrot, lubił dla śmiechu pokazywać slajd z niemieckim walcem drogowym. Był piękny, opływowy, z dynamicznie nakreśloną linią. „Ziuuummm” – mówił pan profesor i charakterystycznym gestem dłoni ciął powietrze. Tylko, że aerodynamiczny walec nie przekraczał 20 km na godzinę.
Nieistotne – lubimy, jak jest ładnie.
Po prostu.
1 komentarz
W punkt ,
Świetny tekst!
Comments are closed.