Zacznijmy od wyznania, bo nie chcę by wyszło, że jestem złośliwy. Mam słabość do Łódź Design Festival, ponieważ od tego wydarzenia zaczęło się wiele lat temu moje poznawanie świata poważnego wzornictwa. Podziwiam i zazdroszczę roboty, którą wykonują w Łodzi. A jeśli ma się do czegoś nieobojętny stosunek, to ma się też oczekiwania. Takie to rozkapryszone pokolenie reprezentuję.
Po ubiegłorocznej zmianie terminu wydarzenia i przeniesieniu go z jesieni na wiosnę, organizatorzy tym razem mieli pełny rok, by przygotować się do kolejnej edycji. Rok temu ŁDF, był merytorycznie udany i bardzo inspirujący, ale przez to że odbywał się trochę więcej niż sześć miesięcy po poprzednim, nosił znamiona pośpiechu organizacyjnego. Czy w tym roku było lepiej? Łódź Design Festival to intelektualnie najlepsze wydarzenie poświęconym wzornictwu w Polsce. Czuć dojrzałość refleksji oraz doświadczenie tych, którzy wydarzenie przygotowują. Niestety dla mnie zabrakło jednak energii i ukąszenia. Wychodząc z wystaw Łódź Design Festival 2019 nie wychodziłem naznaczony.
Rozleniwienie dobrocią
Głównym hasłem wydarzenia było “Dobre życie”. Twórcy Łódź Design Festival 2019 zachęcali nas do złapania oddechu i zastanowienia się, co tak naprawdę daje poczucie szczęścia, spokoju, luksusu czy bezpieczeństwa. Taki zestaw odniesień – podkreślany zresztą przez organizatorów – wydaje mi się niestety usypiający, a może nawet nieodpowiedzialny społecznie. Może twórcy ŁDF 2019 postanowili być w opozycji do wszechobecnego alarmowania o końcu cywilizacji. Może postanowili pokazać, że mamy recepty na kryzys, który sprowadziliśmy na planetę i cywilizację świata Zachodniego. Że jest też w designie nadzieja.
– Jak już pewnie zdążyliśmy Państwa przyzwyczaić, festiwal to nie tylko prezentowanie najnowszych, najlepiej zaprojektowanych przedmiotów, ale dla nas również szansa i misja, aby przez te przedmioty opowiadać o otaczającym nas świecie i zastanawiać się, w jaki sposób ten świat możemy uczynić lepszym – przekonywał witając się z publicznością dyrektor Łódź Design Festival, Michał Piernikowski.
Niestety nie poczułem się przekonany o tym po samym festiwalu. Ubiegłoroczna edycja w alarmowaniu o zagrożeniach była naprawdę przekonująca i trafiająca w sedno problemów. Rok temu ostrzegali, w tym postanowili dać nadzieję? To bardzo dobry trop (warto do tego doczytać książkę “Factfulness. Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy, czyli jak stereotypy zastąpić realną wiedzą” Hansa Roslinga, jako statystyczne podparcie tezy, że żyjemy lepiej)! Jednak tegoroczne wydarzenie na temat jak “uczynić świat lepszym” niestety nie powiedziało nic nowego, czego już nie wiemy lub nie widzieliśmy. A stagnację na wydarzeniu o takim zapleczu intelektualnym trudno wybaczyć.
Śledźmy młodych
Ożywienie czułem przy wystawach poświęconych poszukiwaniom nowych materiałów i wykorzystywaniu nietypowych surowców.
Ciekawe kierunki wyznaczały “1 KG CERAMIKI” Arkadiusza Szweda, szwedzka wystawa “Modowa Rewolucja – przyszłość tekstyliów” oraz “Nowe oblicze wełny. Eksperymenty materiałowe” Katarzyny Pełki-Burej oraz Alicji Pałys – spędziłem przy nich długie minuty. Podobnie jak przy podobnych wystawach na ubiegłorocznych Gdynia Design Days – czyżby to był obszar, który rodzi najciekawsze idee? Może trzeba zacząć więcej pracować u samych podstaw, może to nie forma, ale materiał (albo głębiej: surowiec) jest obszarem gdzie czai się rewolucja?
– Obserwowanie młodych twórców wydaje się być najlepszym barometrem zmian, nowych trendów i potrzeb. Warto śledzić ich prace i pomysły – akcentował trendowy-nomad Michał Mazur na Akademii Paradyż, która odbywała się podczas ŁDF 2019.
Nie mogę się z nim nie zgodzić. Weźmy pod lupę konkurs make me!. Pokazuje on pomysły jeszcze czasem niedopracowane, bardziej idee, niż gotowe przedmioty. Ale są to koncepcje często zaskakujące, ciekawe, oryginalne i uczulające na ważne problemy. W tym roku do udziału zgłosili się w tym roku projektanci z całego świata, m.in. z Egiptu, Korei Południowej, Hong Kongu, Rosji, Kanady czy Argentyny. Ze 148 nadesłanych propozycji jury wybrało 22 projekty, które zostały zaprezentowane na wystawie pokonkursowej. W drugim etapie konkursu nagrodę główną – 50.000 zł PARADYŻ AWARD, ufundowaną przez Mecenasa Festiwalu Ceramikę Paradyż – otrzymali w tym roku Patrick Henry Nagel i Nils Körner ze studia Haus Otto za projekt „The One Dollar Glasses”. Świetny wybór!
– Jednogłośnie nagrodzono wrażliwość społeczną i wnikliwość procesu, który panowie przeprowadzili w bardzo dokładny i rzetelny sposób, jakość wykonania oraz walory estetyczne. Wszyscy ci, którzy w komisji mieli na nosie okulary pomyśleli, że właściwie chętnie zmieniliby je na te, które oceniali – uzasadniała wybór jury jego przedstawicielka, Agnieszka Jacobson – Cielecka, dyrektor programowa School Of Form.
Dodajmy do tego pojedyncze błyski na wystawie Mazdy (bio-materiał), Ceramiki Paradyż (próba ożywienia dawnego polskiego wzoru płytek “gorsecików”) czy Ekoeksperymentarium (z udziałem Geberitu, gdzie najmłodszym bardzo przystępnie wyjaśniono jak w rodzinnym gronie można zmieniać świat). Ale na tym moje inspirujące ukąszenia się kończą.
Jak zawsze
Reszta wystaw oczywiście trzymała dobry poziom, ale pozostawiła mnie obojętnym na poruszane treści. Było trochę rzeczy do zabawy – jak zawsze. Nagromadzenie detali, które świetnie wyglądają na Instagramie. Jasne – wrzucałem, nie jestem lepszy.
Rzeczy ułożone na płasko. Powieszone. Rzeczy do dotykania albo z zakazem zbliżania się. Ładnie doświetlone, albo ustawione nie wiedzieć gdzie. Jak zawsze (tak, to jest to sformułowanie, którego szukamy).
Problem: 13. edycja ŁDF wydawała się być podobna wizualnie do kilku poprzednich, które widziałem. Zmieniają się dekoracje, ale meble pozostają te same. Przekaz wydaje się przez to słabszy, bardziej miałki, złożony z klocków które są połączone słabymi nitkami.
Przykład: jak co roku na Łódź Design Festival wyróżnienia zostały wręczone także w plebiscycie must have, który powstał, by upowszechnić dobry polski design i dzięki temu promować rodzimy biznes oraz projektantów.
Efekt: zbiorcza wystawa na jednym z pięter. Trochę chaotyczny zlepek różnego rodzaju produktów będących wypadkową gustów jurorów plus dopisanej do tego ideologii. Konkurs jak konkurs: wiadomo czemu służy, zwłaszcza w branży ładnych rzeczy do kupienia.
Podsumowanie (i to dotyczy większości wystaw): czy w branży kreatywnej można sobie pozwolić na nudne ekspozycje? Na ŁDF oglądamy wiele przedmiotów, idei wcielonych. Świetnych przedmiotów.
Powietrze między nimi zostaje jednak puste.
Przedmioty leżą na prostych podestach albo są rozstawione po sali według tajemnego klucza. Tak jak na wystawie pokonkursowej must have czy ceramiki. Przechodząc między nimi wypadasz z narracji.
Wątpliwość: Byłem na ŁDF po raz n-ty, jak to ludzie piszący o wzornictwie: po prostu jestem zblazowany. Zapewne ci, którzy stanowili większość z 35 tysięcy zwiedzających (imponujący wynik!) świetnie się bawiło przemykając między instalacjami, bawiąc się w warsztatach. Choć podobno społeczeństwo pragnie widowiska i tylko taki intensywny przekaz do niego trafia. Czy można je zrobić na bazie sklejki?
W ubiegłym roku, mimo podobnych standardów ekspozycji, festiwal obronił się przekazem. Czułem się zmobilizowany do przeanalizowania problemów wtedy poruszanych. W tym roku pójście w spokojną i kojącą, ale też powierzchowną narrację o “dobrym życiu” w połączeniu z niezmiennością form wystawy, doprowadziło mnie do znużenia. Spoko: mamy na świecie fajne rzeczy. I co z tego? Ale może po prostu nie takiego dobrego życia szukam. Chętnie dam się jednak ukąsić za rok.
Z kroniki ŁDF 2019 do odnotowania:
- Mecenasem wydarzenia odkąd pamiętam była Ceramika Paradyż. Także w tym roku.
- Nagrodę w projekcie “ON The Table – sztuka wokół stołu”, podejmującym tematykę wspólnej przestrzeni podczas posiłków, za naczynia “PO OBIEDZIE” otrzymał Bogdan Kosak (Kosak Modelarnia Ceramiczna). Jak sam opisuje, jego zwycięski zestaw to “przede wszystkim narzędzie w poszukiwaniu równowagi pomiędzy potrzebą a przyjemnością”.
- Podczas festiwalu zakończyła się również dziesiąta, jubileuszowa odsłona konkursu dla projektantów Mazda Design 2019. Tegorocznym hasłem było „MA” – japońskie pojęcie oznaczające: „przestrzeń pomiędzy”, „odstęp”, „pauzę”. Uczestnicy konkursu – studenci i absolwenci szkół artystycznych, projektowych i technicznych – musieli stworzyć oryginalny projekt w jednej z trzech kategorii: Człowiek, Przestrzeń lub Znak. Nagrodę za najciekawszy polski projekt zrealizowany w ciągu ostatnich trzech lat otrzymała Agnieszka Bar za kolekcję szklanych naczyń „Splecione”. To projekt, który według jury w nowatorski sposób łączy ze sobą wysoki design z tradycyjną sztuką kaszubską.
W ŁDF 2019, wzięło udział ponad 35 tysięcy osób.
- Dużą publiczność przyciągnął prowadzony przez Filipa Springera ARCHIBLOK.
- Salę wykładową szczelnie wypełnili także uczestnicy sobotniej Akademii Paradyż i niedzielnego bloku wykładów “DOBRE ŻYCIE” pod patronatem Ceramiki Paradyż. Wśród zaproszonych prelegentów znaleźli się m.in. Maja Ganszyniec, Robert Majkut i Piotr Kalinowski.
- Oblegane były również zajęcia warsztatowe, na które wolne miejsca skończyły się jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu.
- Najmłodsi wzięli udział m.in. w warsztatach „Dzieciaki sadzeniaki”, przygotowanych przez Leroy Merlin, partnera ŁDF. Nieco starsi mogli dowiedzieć się, jak zrobić własny warzywniak i kule nasienne podczas warsztatów “Miejska partyzantka w praktyce”, zorganizowanych przez Inspekty.pl.
- Rodziców z dziećmi szczególnie zainteresowała rozbudowana strefa edukacyjna “Ekoeksperymentarium”. Wchodząc w przestrzeń tego przygotowanego specjalnie z okazji ŁDF ekomieszkania rodziny uczyły się, jak upraszczać życie, oszczędzać czas i pieniądze, a także eliminować to, co zbędne czy niezdrowe.
- W Centrum Festiwalowym na terenie łódzkiego Art_Inkubatora na zwiedzających czekało codziennie ponad 30 wystaw, m.in. “Meble Kombinowane”, “Miłosne Reżimy”, “OFFICE OF THE FUTURE”, “Robić / rzeczy”, instalacja “30”, przygotowana przez Ceramikę Paradyż.
- Swoje wystawy przygotowali także goście specjalni ŁDF2019. Przekrojowa ekspozycja “Na styku kultury i przemysłu” prezentowała dorobek słynnego studia projektowego Form Us With Love. Po raz pierwszy w Polsce swoją nową wystawę otworzył w Łodzi także Jaime Hayon, którego z powodzeniem można nazwać światową gwiazdą designu. Jego “MASQUEMASK INSTALLATION”, czyli 14 niepowtarzalnych, imponujących rozmachem masek, do przygotowania których użyto 130 km wełnianej przędzy, można oglądać w przestrzeniach Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi jeszcze do 28 lipca. Warto obejrzeć – ciekawa wystawa.