Jest radykalny. I jest showmanem. Jego wykłady przyciągają tłumy, a projekty zachwycają w równym stopniu, co budzą konsternację. O źródła wizjonerskich wizji Karima Rashida spytaliśmy samego projektanta podczas jego ostatniej wizyty w Polsce na Warsaw Home 2017.
Projektowanie było ponoć pisane Karimowi Rashidowi. Od dzieciństwa fascynował go rysunek, zapewne za sprawą także ojca, który był malarzem i scenografem. Przy okazji prezentacji prac dla BoConcept wspominał jak ojciec zabierał go na przechadzki po Londynie, gdzie obaj rysowali kościoły. Miał wtedy około 5 lat.
Dwa lata później przeniósł się z rodziną do Kanady. Wtedy podczas wystawy EXPO 67 odkrył jak płaski rysunek można zamienić na trzy wymiary. Zafascynowała go idea tworzenia, potem odkrywał technologie wytwarzania. Poczuł, że chce wpływać w ten sposób na rzeczywistość.
Jego pracownia powstała w 1993 roku w Nowym Jorku. Dziś ma także biuro w Amsterdamie oraz ponad 3000 projektów wdrożonych do produkcji. To jeden z najzdolniejszych projektantów średniego pokolenia, który pracuje na całym świecie – do dziś w ponad 35 krajach. W Polsce, w której był kilkukrotnie, jednak jeszcze nie tworzył. Choć jak sam przyznał w trakcie rozmowy na Warsaw Home, czeka na okazję.
Karim Rashid na swoim koncie ma ponad 300 nagród w tym Red Dot, Chicago Anthenaeum Good Design award, I.D. Magazine Annual Design Review, IDSA Industrial Design Excellence. Jego prace znajdują się w 200 muzeach i galeriach.
Jego znakiem rozpoznawczym jest umiłowanie do bieli i różu – ubiera się jednolicie w te kolory, bez skrępowania tworzy z ich udziałem. To jego zdaniem wyraz odwagi ale też świadectwo jego umiłowania dla estetyki i piękna.
Nawet gdy tworzy z plastiku pokazuje, że ten materiał nie musi być symbolem tandety. Okrzyknięto go nawet „poetą plastiku”. Nie ma obszaru, w którym by nie pokazał swoich umiejętności. Czy to dywaniki łazienkowe, samochody, meble, elektronika, karty kredytowe czy nawet grafiki do przeglądarki Google. Projektuje dla najsłynniejszych marek na świecie, jak Armani, Alessi, Veuve Clicquot, Asus, Samsung czy włoskich marek łazienkowych Cielo, Cisal, Caleido, Bigelli Marmi czy TAU Ceramica.
Z Karimem Rashidem rozmawialiśmy podczas targów Warsaw Home 2017 w Warszawie.
Zacznijmy od science-fiction
Arkadiusz Kaczanowski, Design/Biznes: Oglądasz „Star Treka”?
Karim Rashid: Gdy byłem mały, teraz nie.
Pytam o to, bo gdy słuchałem Cię w Warszawie podczas Warsaw Home oraz gdy oglądałem Twoje projekty, pomyślałem że wiele z tego o czym mówisz, ma w sobie z przyszłości, która jest tam pokazana – ideologicznie i wizualnie.
Jako dziecko inspirowałem się science fiction. Uwielbiam ten gatunek i czytywałem Isaaca Asimova czy Philipa K. Dicka
Więc jakieś wpływy z takiego myślenia mogły być…
Oczywiście. Uważam, że na nas wszystkich ogromny wpływ miało dzieciństwo. Gdy byłem dzieckiem, tj. w utopijnym końcu lat 60. XX wieku, kiedy to mieliśmy dosięgnąć Księżyca, spodziewaliśmy się, że dzisiaj będziemy tam mieszkać. Wszystko w tamtych czasach było niezwykle interesujące, radykalne. Wszyscy robili wizjonerskie projekty i rzeczy były bardzo progresywne.
Kiedy Armstrong wylądował na Księżycu w 1969 r, to na progu lat 70. chyba doszliśmy do wniosku, że to ślepa uliczka. Odkryliśmy, że Księżyc to martwa skała i nie mamy dokąd pójść. Lęk przed brakiem dalszej drogi uwstecznił nas. Pod koniec lat 70. wszystko powróciło do kolorów natury: brązów, zieleni. W architekturze natura była w środku i na zewnątrz, styl ubrań uległ zmianie, pojawiły się odcienie brązów, podczas gdy pod koniec lat 60. dominowały kolory oraz biel. Myślę więc, że dorastałem w tych marzeniach, ideologiach i oczywiście wciąż je w sobie mam mam.
Zaprojektowałem telefon
Ale takie myślenie może być przydatne, bo Elron Musk uważa, że w ciągu pewnie najbliższej dekady wylądujemy na Marsie. Potrafię sobie wyobrazić, że zaprojektujesz bazę dla pierwszych mieszkańców innej planety. W ogóle pamiętasz jeszcze, co pierwszego w swojej karierze zaprojektowałeś?
Gdy miałem 18 lat w czasie wakacji dostałem pracę w firmie projektującej telefony. Tego lata pracowałem nad modelami sześciu telefonów i to były moje pierwsze prace. Po około dwóch latach wszystkie z nich były dostępne na rynku, z czego byłem bardzo dumny. Miałem 20 lat i czułem dumę, że te telefony były w hotelach, restauracjach.
Dziś uważasz, że to były dobre projekty?
Ciekawe, że o to pytasz, bo wciąż natykam się na takie brzydkie telefony. Mam tu na myśli telefony biurowe, z przyciskami i słuchawką. Ich archetyp jest okropny. Patrzę wstecz, na to co stworzyłem i okazuje się, że było to ładniejsze, niż dzisiejsze telefony. Gdy przeprowadzałem się do innego biura cztery lata temu, musiałem kupić piętnaście nowych telefonów. To niesamowite, bo wtedy odkryłem jak nijaki jest rynek tych przedmiotów. Na początku nie rozumiałem, dlaczego wciąż potrzebujemy tych telefonów w dobie digitalizacji. Przecież prawie ich nie potrzebujemy! Ale zamontowałem je w mojej pracowni. Siedzę przy biurku i widzę czarny, kanciasty plastikowy telefon ze słuchawką. Jest niesamowicie brzydki. Gdybyś tylko zobaczył, co zrobiłem 37 lat temu. To było tak dawno temu…
Wiesz, płyty gramofonowe wróciły. Może i jest szansa na życie dla telefonów stacjonarnych…
Wiesz co? Jest to kategoria przedmiotów, które nie są niezniszczalne. Podobnie jak płyty winylowe, które nie nadają się do niczego po zarysowaniu. To nie przetrwa.
Trzy do jednego
Mówiłeś kiedyś, że każdy nowy przedmiot powinien zastępować trzy inne…
Wciąż w to wierzę.
Więc dlaczego mamy coraz więcej rzeczy wokół siebie? Najwięcej w historii chyba…
Przez kapitalizm. Ludzie szukają sposobu, żeby zarobić. Przez co produkują, kopiują, produkują i dodają różne przedmioty. Niewiele osób mogłoby zdawać sobie sprawę, jak niewielu przedmiotów potrzebują.
Potrafisz sobie wyobrazić, że projektant odmawia stworzenia czegoś tylko z powodu takiego, że nie jest nam to potrzebne.
Z tym byłby duży problem. Mój przyjaciel, który jest niezwykle uzdolnionym projektantem, być może najbardziej utalentowanym, jakiego kiedykolwiek spotkałem, odszedł z zawodu. Czuł się winny z tego powodu, o którym mówisz. Nie chciał w tym uczestniczyć. Ale jeśli wszyscy odejdziemy z zawodu, to czy firmy zaprzestaną produkcji? Wiadomo, że nie. Jeżeli jesteś wystarczająco mądry, żeby dokonać zmiany w ich obrębie, to powinieneś również być wystarczająco mądry, by zostać w zawodzie i zrobić coś lepszego. Dokonać ulepszeń, a nie uciekać. Nie mam zamiaru czuć się winny, że świat to kapitalistyczna maszyna. Chociaż mógłbym tak czuć. Ale dlaczego miałbym porzucić zawód? Klienci znajdą nowego projektanta, który to zrobi. Jest całe mnóstwo takich twórców.
Prawo projektanta
Myślisz, że w takim razie jest jakieś prawo, do którego powinni stosować się projektanci?
Uważam, że projektanci powinni patrzeć, i patrzą, trochę szerzej: poza siebie, poza własne ego, wygląd. Niech tworzą proste rzeczy i zastanawiają się, jaki jest ich wkład. Jeśli mają klientów, niech starają się dać z siebie wszystko, by stworzyć coś lepszego.
Zobacz: wszystkie rzeczy materialne, które mamy wokół siebie, stają się coraz lepsze, niż kiedyś. Spójrzmy na świat, w którym żyjemy: rzeczy wydają niesamowite – meble są lepsze, niż te, które były wcześniej. Technologie, nowoczesne urządzenia, sprzęt sportowy – wszystko to jest niezwykle zaawansowane. Ludzie je projektują. Mamy ekologiczne kaski i samochody. Projekty są coraz lepsze.
Ale jeśli jako przedsiębiorca myślisz o start-upach, to nie ma sensu zaczynać biznesu tam, gdzie rynek jest już nasycony. To strata czasu. Problem przesycenia rynku dotyczy na przykład firm meblarskich: jest za dużo mebli. Ostatnią rzeczą, jaką bym zrobił, byłoby otwarcie takiego biznesu. A potrafię projektować dobre meble! Tyle, że nie poszedłbym tą drogą. Nie widzę takiej potrzeby.
Jakie obszary uważasz wobec tego za najbardziej pociągające?
Na świecie są firmy produkujące dobre produkty. Jako przedsiębiorca musisz znaleźć przestrzeń w której stworzysz coś znaczącego, co możesz dać światu. Wszystko jest teraz cyfrowe. Przedsiębiorcy powinni myśleć o ewolucji Skype’a lub stworzyć coś pokroju Ubera. To są sprytne biznesowe posunięcia, których potrzebujemy i które ulepszają świat. Podróżuję dużo i korzystam z Apple Pay bez problemu w 23 krajach. Albo używam karty kredytowej. Nigdy nie noszę przy sobie gotówki – wystarczy mi karta kredytowa, niezależnie od miejsca na świecie, w którym przebywam. Za jej pomocą mogę pobrać gotówkę, jeśli już jej naprawdę potrzebuję. Karta i telefon – to wszystko czego potrzebuję tak naprawdę, żeby podróżować po świecie. I tyle. Ale wymaga się ode mnie bym miał np. ze sobą głupi paszport. Co jest absurdalne – książeczka z pieczątkami, czyli technologia sprzed 100 lat. To idiotyzm. Wiesz co mi się dzisiaj przydarzyło? Upuściłem paszport na lotnisku. Nie zauważyłem tego i wsiadłem do taksówki. Nagle jakiś koleś zapukał w szybę i powiedział: „To pana paszport”. Gdyby nie on utknąłbym tu.
Zdematerializujmy. Wszystko
Myślisz, że wystarczyłby jakiś czip?
Wystarczyłby odcisk palca. Wracając z Warszawy do Nowego Jorku wystarczyłoby, abym dotknął panelu na bramce na lotnisku. I już wiedzieli by o mnie wszystko.
Ale wiesz, czasami taka papierowa książeczka to już jedyna rzecz, która nas niecyfrowo wiąże ze światem…
Nie, to bez sensu. Wyobraź sobie, że leżę półżywy na ulicy, ledwo oddycham. Ratownik medyczny skanuje mój palec i za chwile wie kim jestem, czy mam alergie, itp. To nie science fiction, tylko rzeczywistość. Żebym mógł wejść na swoją siłownię od 12 lat wystarczy im odcisk palca. Dzięki niemu mogę skorzystać z tamtejszej wagi. Od 12 lat! Od 6 lat można wejść do BMW korzystając z tego sposobu.
Pozbądźmy się wszystkich otaczających nas rzeczy. Zdematerializujmy wszystko. Masz zegarek analogowy. Jest kompletnie bezużyteczny, nie wiem, po co go nosisz.
Po prostu go lubię…
Nieprawda. Dwie wskazówki nic ci już nie powiedzą. Nie potrzebujesz go. Przyznaj to. Nie jestem wielkim fanem Apple’a, ale włożysz na nadgarstek ich zegarek i jesteś w całkowicie nowym świecie. To komputer, telefon i wszystko inne w jednym. Era zegarków analogowych się skończyła. Nie chcemy się do tego przyznać. Albo weźmy na przykład guziki w ubraniach. Już ich nie potrzebujemy. Nigdy nie kupuję niczego z guzikami. Tak jak ze sznurówkami. Nie potrzebujesz ich. Jeśli chcesz żyć w dzisiejszych czasach, zrób to. Jestem szczery. Jeśli chcesz czuć, że żyjesz w dzisiejszych czasach, żyj w świecie, który ukształtowaliśmy. Mój wykład o braku lęku, który wygłosiłem w Warszawie, mówi, że żyjemy w przeszłości. Większość ludzkości żyje w przeszłości. To nie rozwija. Pomyśl: jeśli żyjesz przeszłością i jesteś politykiem, co możesz uczynić dla swojego kraju? Jeśli nie jesteś świadomy świata, w którym teraz żyjemy, w jaki sposób możesz ukształtować oraz prowadzić cały naród i kulturę?
Więc patrzmy w przyszłość z optymizmem?
Optymizm to już inna kwestia. Ja jestem optymistą. Ale najważniejsze to patrzeć w teraźniejszość, być jej świadomym.
Dziękuję za rozmowę.
1 komentarz